Pasmo Radziejowej w Beskidzie Sądeckim zachwyca widokami, tak przynajmniej wszyscy mówią. Do tej pory nie mogłem odnieść się do takich stwierdzeń, więc pomyślałem, że czas to zmienić. Namówiłem Anię na czterodniowy wypad w góry, podczas którego mieliśmy się przekonać, ile w tym wszystkim jest prawdy.
Dzień 1. Końca nie widać
Wyjazd trochę nam się opóźnił, przez co na miejsce dotarliśmy po godzinie 12:00. Po zostawieniu samochodu na parkingu, mogliśmy rozpocząć właściwą wędrówkę. Pierwszy dzień, którego celem byłaPrzehyba (1175 m n.p.m.) z założenia był ambitny, zaplanowana trasa najdłuższa z najwyższą różnicą przewyższeń do pokonania. Dodając do tego ciężar plecaków: Ani – 14 kg, mój – 25 kg, wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie.
Żółtym szlakiem rozpoczęliśmy pierwsze podejście. Do bacówki pod Bereśnikiem dotarliśmy w całkiem niezłym czasie. Pogoda trochę się popsuła, a dokładniej ujmując – lunęło jak z cebra – więc postanowiliśmy zrobić sobie dłuższą przerwę i przeczekać największą falę ulewy. W końcu nigdzie nam się nie spieszyło.
Zgodnie z przewodnikiem, trasa na Dzwonkówkę (983 m n.p.m.) powinna zająć nam około półtorej godziny. Widoków za bardzo nie było, chmury osiadły nisko, przez co skupiliśmy się na marszu, dając od czasu do czasu odpocząć naszym plecom. Na rozwidleniu szlaków żółtego oraz czerwonego pojawiliśmy się po godzinie i 45 minutach. Zrobiliśmy sobie przerwę rezygnując ze wspinania się na szczyt, a tym samym oszczędzając trochę sił. Przed nami był jeszcze spory kawałek drogi, a zmęczenie już nas delikatnie dopadło.
Odcinek do schroniska ciągnął się w nieskończoność. Dosłownie. Przebyta już droga oraz ciężkie plecaki potęgowały zmęczenie. Dziękowałem, że lekko pada deszcz, gdyż upały, które ostatnio doskwierały, znacznie utrudniłyby marsz. Od ostatniego postoju musieliśmy pokonać niekończące się podejście, w tym dwa razy było stromo. Marzyłem, aby ujrzeć schronisko – moment, który nie chciał nastąpić. Dodatkowo, przez bardzo długi odcinek nie było żadnej informacji, żadnego szlakowskazu informującego, jak długo przyjdzie nam jeszcze iść. Takowy pojawił się pół kilometra przed schroniskiem :).
Wreszcie dotarliśmy. Chwilę przed 19:00. Byliśmy wykończeni. Pomimo wszelkich niedogodności, ułożyliśmy się do snu i… już było trzeba wstawać.
Dzień 2. Zdobywamy Radziejową
Drugiego dnia chcieliśmy dać odpocząć naszym mięśniom i plecom. Cel dnia to odległa o niecałe trzy przewodnikowe godziny marszu Obidza i Chatka Wątorówka, gdzie mieliśmy przenocować. Po drodze czekała na nas Radziejowa (1266 m n.p.m.), będąca najwyższym szczytem Beskidu Sądeckiego, do której dotarliśmy spokojnym marszem odpoczywając co nieco po drodze. Mieliśmy trochę szczęścia, ponieważ początkowo na górze było tylko dwóch turystów, a po chwili pojawiły się tłumy. My na szczęście mieliśmy swoją ławeczkę, na której mogliśmy się rozłożyć.
Pogoda tego dnia dopisała, przez co widoki również były niczego sobie. Wspinaczka na wieżą widokową umiejscowioną na szczycie była warta wysiłku. Co bardziej wnikliwi mogli dostrzec między innymi Babią Górę (1725 m n.p.m.), jednakże należało wytężyć wzrok.
Po około godzinnym odpoczynku kontynuowaliśmy spacer czerwonym szlakiem. Zejście z Radziejowej zabrało nam trochę czasu, ze względu na stromiznę – szczęśliwie, podchodziliśmy z drugiej strony. Szybko znaleźliśmy się na Wielkim Rogaczu (1182 m n.p.m.), gdzie zmieniliśmy szlak na niebieski, który towarzyszył nam do ostatniego dnia. Zanim dotarliśmy do Chatki, zmęczenie ponownie dało o sobie znać – z kroku na krok szliśmy coraz wolniej. W końcu ujrzeliśmy Wątorówkę.
W Chatce nikogo nie było, na co byliśmy przygotowani. Gospodarza zostawił klucze u sąsiada i poprosił tylko, aby w razie potrzeby wpuścić turystów. A to nie nastąpiło, dlatego część turystyczna chatki była tylko dla nas.
Przebraliśmy się i poszliśmy coś zjeść do znajdującej się nieopodal „Bacówki” na Obidzy (nie nocowaliśmy tutaj, gdyż nie przyjmują turystów z psami). Jedzenie było dobre, żałuję tylko, że zabrakło szarlotki.
Daliśmy odpocząć chwilę naszym żołądkom i poszliśmy „szukać” zachodu słońca. Niestety, pogoda pod tym względem nie sprzyjała, więc efekty fotograficzne nie powalają :). Trochę zawiedzeni wróciliśmy do chatki na noc, która mnie minęła w miarę szybko, ale Ani nie za bardzo – co się przebudzałem, Ona czuwała… No tak, spanie samemu w obcym miejscu ma swoje minusy.
Dzień 3. Pod górę na Wysoką
„Kto rano wstaje…”. Budzik zadzwonił o 4:30, wschód słońca wzywał! Wczorajszy, trochę nieudany, zachód mnie nie zniechęcił. Niestety i tym razem pogoda wygrała. Szybko wróciłem kontynuować przerwany sen…
Obudziliśmy się około 8:00, zjedliśmy śniadanie, rozliczyliśmy się z gospodarzami i wyruszyliśmy. Dzień zapowiadał się przyjemnie – pogoda dopisywała, przed nami było, według mapy, około czterech godzin marszu i cały dzień, aby to zrealizować. Cel to Górski Ośrodek Szkolno-Wypoczynkowy „Pod Durbaszką”, co oznaczało, że opuszczaliśmy Beskid Sądecki i tym samym wchodziliśmy w Pieniny.
Przełęcz Rozdziela (802 m n.p.m.) stanowiła punkt zwrotny na kilku płaszczyznach. Tutaj jest granica pomiędzy pasmami gór, tutaj skończyliśmy schodzić a rozpoczęliśmy podejście. Przed nami były Wierchliczka (955 m n.p.m.), Smrekowa (1013 m n.p.m.) i Wysoka (1050 m n.p.m.), będąca najwyższym szczytem Pienin – co w sumie stanowiło ponad 250 metrów podejścia. Zanim je rozpoczęliśmy, postanowiliśmy trochę odpocząć. Jak się okazało, ów odpoczynek nie wystarczył i w trakcie wspinaczki zrobiliśmy kolejny, znacznie dłuższy, trwający niecałą godzinę. W końcu nie ma to jak przespać się w górach :) w cieniu drzew.
Początkowo nie mijaliśmy wielu turystów. Ten stan rzeczy zmienił się, gdy do niebieskiego szlaku, którym podążaliśmy, dołączył bardzo popularny zielony biegnący przez Wąwóz Homole. Z tego powodu na Wysoką mieliśmy umiarkowaną przyjemność wchodzić w tłumie, a na samym szczycie nie zabawiliśmy za długo – nie przepadam, gdy co chwilę ktoś mnie szturcha. Szczyt dosłownie zaliczyliśmy i uciekliśmy z niego, aby dalej, już bez tłumu, kontynuować trasę do miejsca noclegowego. Bardzo dużą wartością całego dnia były zapierające dech widoki, w szczególności w stronę Beskidu Sądeckiego.
Górski Ośrodek „Pod Durbaszką” jest specyficzny, ale aby to zrozumieć, trzeba tam być :). Niemniej nocleg mieliśmy zapewniony. Niestety trafiliśmy na obóz w stylu wojskowym dla dzieciaków, które nocą robiły „wycieczki” do toalety. Dla mnie ta noc była najtrudniejsza, tutaj rzeczywiście się nie wyspałem i nie miałem siły, aby budzić się na wschód słońca.
Dzień 4. Upalne zakończenie
Ośrodek opuściliśmy stosunkowo wcześnie i była to najlepsza decyzja tego dnia. Od samego świtu towarzyszył nam niemiłosierny upał, nasz wierny czworonóg ciągle szukał cienia, gdzie próbował odpoczywać. Trudno mi sobie wyobrazić, jak byśmy szli, wychodząc później…
Zaplanowana trasa szlakiem niebieskim przebiega pasmem szczytowym, bez większych podejść i jest bogata w widoki – zarówno w stronę Beskidu Sądeckiego, jak i Tatr. Można powiedzieć, że w trakcie marszu nasze oczy w swój specyficzny sposób cieszyły się krajobrazami. Większe wyzwanie spotkało nas przed samą Szafranówką (742 m n.p.m.), na którą prowadzi krótkie, acz strome podejście – myślę, że w czasie deszczu jest ono szczególnie trudne. Po chwili wyłonił się tłum, oznaczający, że jesteśmy w pobliżu Palenicy (719 m n.p.m.). Chwilę odpoczęliśmy i żółtym szlakiem zeszliśmy do Szczawnicy. Nie skorzystaliśmy z dobrodziejstw kolejki, ze względu na psa.
Wśród tłumu, krzyków, ogólnego rozgardiaszu, dotarliśmy do samochodu, definitywnie kończąc nasz górski wypad.
Galeria
Informacje praktyczne
Punkt na mapie
Trasa
Odcinek | Szlak | Czas | GOT |
Dzień 1 | |||
---|---|---|---|
Szczawnica Zdrój – Schr. PTTK na Bereśniku | żółty | 1 godz. 10 min | 2 / 1 |
Schr. PTTK na Bereśniku – Dzwonkówka | żółty | 1 godz. 45 min | 5 / 3 |
Dzwonkówka – Schr. PTTK Przehyba | czerwony | 3 godz. 00 min | 9 / 7 |
5 godz. 55 min | 16 / 11 | ||
Dzień 2 | |||
Schr. PTTK Przehyba – Radziejowa | czerwony | 1 godz. 55 min | 5 / 4 |
Radziejowa – Wielki Rogacz | czerwony | 0 godz. 50 min | 1 / 2 |
Wielki Rogacz – Prz. Obidza | niebieski | 3 godz. 40 min | 2 / 4 |
6 godz. 25 min | 8 / 10 | ||
Dzień 3 | |||
Prz. Obidza – Prz. Rozdziela | niebieski | 1 godz. 20 min | 3 / 4 |
Prz. Rozdziela – Wysoka | niebieski | 3 godz. 20 min | 7 / 5 |
Wysoka – Durbaszka | niebieski | 1 godz. 30 min | 1 / 2 |
6 godz. 10 min | 11 / 11 | ||
Dzień 4 | |||
Durbaszka – Wysoki Wierch | niebieski | 0 godz. 40 min | 2 / 3 |
Wysoki Wierch – Szafranówka | niebieski | 1 godz. 40 min | 6 / 7 |
Szafranówka – Szczawnica PKS | żółty | 0 godz. 50 min | 3 / 6 |
Szczawnica PKS – Szczawnica Zdrój | żółty | 0 godz. 15 min | 1 / 1 |
3 godz. 25 min | 12 / 17 | ||
Razem | 21 godz. 55 min | 47 / 49 |
Mapa trasy
Profil trasy
Dojazd
Do Szczawnicy najłatwiej dostać się autostradą A4, następnie z „Zakopianki” (droga nr 7) w miejscowości Lubień zjechać na drogę 968. W Zabrzeżu należy zjechać na drogę 969, która doprowadza do Krościenka nad Dunajcem. Z tego miejsca znaki czytelnie prowadzą do Szczawnicy.
Przed wyjazdem warto pomyśleć o parkingu – nam zależało na bezpiecznym miejscu, w którym moglibyśmy zostawić samochód. Sanatorium Uzdrowiskowe Hutnik posiada parking strzeżony, który okazał się bardzo tani – za 4 dni zapłaciliśmy 11 zł.
Przewodniki
- Nyka J.:"Pieniny. Przewodnik". Trawers, 2008
- Mościcki B.: "Beskid Sądecki i Małe Pieniny". Rewasz, 2007
- Szewczyk R.: "Szlakiem Beskidzkim". Sport i Turystyka - MUZA SA, 2008
Noclegi
Planując wyprawę szukaliśmy schronisk, które akceptują nocleg z psem – dla nas warunek konieczny noclegu.
Schronisko PTTK na Przehybie
Samo schronisko oceniam pozytywnie. Gospodarz, Pani Olga Bielak, okazała się bardzo sympatyczną osobą, lubiącą rozmowę z turystami. Niestety, wrzątek był płatny, choć trudno określić mi jego cenę – raz za około 1.5 litra zapłaciłem 60 groszy, dnia następnego już 80 :). Na szczęście, nie są to kwoty zabójcze. Dla osób zainteresowanych noclegiem, polecam zabrać przynajmniej prześcieradło i śpiwór. Poduszka i kołdra w naszym pokoju były w stanie opłakanym. Gospodarze muszą również zainwestować w prysznice, gdyż warunki w nich panujące naprawdę nie są najlepsze.
Chatka Wątorówka
Na swój sposób zakochałem się w tym miejscu. Miejsce, jakich coraz mniej w górach, mające swój klimat. Koszt noclegu zamknął się w kwocie 40 zł, nie było dodatkowych opłat za psa. Kolejny raz, zestaw składający się z prześcieradła i śpiwora okazał się niezawodny.
Górski Ośrodek „Pod Durbaszką”
Zdecydowanie warto odwiedzić ten ośrodek, ze względu na jego specyfikę. Kuchnia w moim przekonaniu – bardzo dobra (ale nie ma piwa!). Polecam szarlotkę! Pokoje niestety trochę gorsze – w stylu wojskowym (metalowe łóżka, szafki). Kolejny raz zadowolony byłem, że niesiemy własne prześcieradła i śpiwory, gdyż ten zestaw okazał się tutaj bezcenny (prześcieradło frotowe będące na łóżku nie zachęca, aby na nim usiąść). Co ciekawe, w ubikacji! znajdowały się czajniki, więc z jednej strony wrzątek jest, trochę gorzej z higieną. Na terenie ośrodka obowiązuje obuwie zmienne.
Ach piękna trasa i wycieczka. Kilka dni wędrowki to jednak niemałe wyzwanie. Ja osobiscie to nie wiecej niż 2-dniowe wypady w góry planuje przeważnie. Ogólnie Beidzie Sądeckim jest sporo infrastruktury, nie ma problemu z noclegiem. Polecam jak najbardziej wycieczki w Beskid Sądecki: http://www.beskidsadecki.eu
Piękna trasa to prawda. My z mężem też kochamy Beskid Sądecki. W Szczawnicy jesteśmy co roku. Nocujemy zwykle w Bacówce pod Bereśnikiem, a dokładnie na tamtejszym polu namiotowym. Cudowne miejsce. Kto nie zna tego miejsca polecam odwiedzić jej jak najszybciej. 45 minut drogi od centrum od Placu Dietla. Bacówka znajduje się przy ulicy Języki 22. Wspaniałe jedzenie obsługa i klimat.
Pieniny są bardzo urokliwe, szczególnie wąwóz homole, ale niestety tłumy naprawdę zniechęcają.
Pieniny są piękne. Niestety z uwagi na dwójkę maluchów teraz podróżujemy raczej po ścieżkach spacerowych i zamiast schronisk wybieramy pensjonaty lub hotele. Taki urok bycia rodzicem.