Jesienne wędrówki po Beskidzie Wyspowym. Ćwilin

Pobudka o nieprzyzwoitej porze, w środku nocy. Wszystko przez cudowny :) plan Jarka, sprzyjającą pogodę i miejsce, w którym mieliśmy okazję nocować, znajdujące się dosłownie przy szlaku. Początkowy plan na wycieczkę był w miarę zwyczajny – przejść przez Śnieżnicę na Ćwilin i wrócić, jednak wieczorem uległ on „małej” modyfikacji. W głowie Jarka pojawił się szalony pomysł – wschód słońca na Ćwilinie.

Szukając szlaku

Gdy budzik zadzwonił, miałam nadzieję, że jednak Jarek zmienił zdanie. Nawet kazałam mu sprawdzić, czy przypadkiem nie ma chmur, bo wtedy wyjście nie miałoby większego sensu. Niebo było rozgwieżdżone, jak rzadko kiedy, więc pora było zwlec się z łóżka. Szczęśliwie, Jarek zrezygnował z pierwotnego planu, by zrealizować wycieczkę normalnie i znaleźć się na Ćwilinie (1072 m n.p.m.) o wschodzie – gdyż oznaczałoby to pobudkę pewnie z dwie godziny wcześniej. A tak, mieliśmy ruszyć szlakiem niebieskim z Przełęczy Gruszowiec (660 m n.p.m.) i w miarę szybko znaleźć się na miejscu.

Pełni energii dojechaliśmy na przełęcz, gdzie zaczęły się pierwsze problemy. Było tak ciemno, że my nijak nie potrafiliśmy znaleźć szlaku, a GPS nie mógł złapać sygnału (odniósł sukces jak już byliśmy na dobrej drodze). Jarek wyczytał w przewodniku, że po zejściu ze Śnieżnicy (1006 m n.p.m.), należy skierować się drogą asfaltową w stronę Nowego Sącza i skręcić w prawo w pierwszą widoczną ścieżkę. Ale… my nie wiedzieliśmy, gdzie ów szlak schodzi, a dodatkowo w nocy, przy świetle czołówki, każda ścieżka, nawet ta najmniejsza, wydaje się być dobrze widoczna. Tak więc, na poszukiwaniach straciliśmy sporo cennych minut (cennych, bo z każdą minutą wschód był coraz bliżej), ale w końcu zauważyliśmy szlak.

Zdążyć na wschód słońca

Ruszyliśmy pod górę drogą określaną jako „ściana płaczu”. Na szczęście pokonywaliśmy ten odcinek w ciemnościach, przy delikatnym świetle czołówek i nie widzieliśmy nachylenia stoku. Trochę go odczuwaliśmy, ale raczej skupialiśmy się, aby nie połamać sobie kości przez leżące drzewa, korzenie i śliskie liście.

Na szczyt dotarliśmy, gdy świtało. Rozłożyliśmy się na polanie trochę poniżej szczytu i zaczęło wyłaniać się słońce. Warto było wyjść rano (w nocy?) z ciepłego łóżka, by podziwiać feerię barw.

Wschód Słońca na Ćwilinie

Gdyby nie przeraźliwy chłód, potęgowany przez wiatr, pewnie siedzielibyśmy tam dłużej. Dodatkowym bodźcem do powrotu był fakt, iż zaparkowaliśmy pod barem o osobliwej nazwie „Pod Cycem”, a tabliczka informowała o jego dostępności wyłącznie dla klientów baru, pod groźbą odholowania. Tak więc ruszyliśmy w drogę powrotną, zahaczając jeszcze o kapliczki oraz ołtarz polowy wybudowany z okazji obchodów Roku Milenijnego. Wracaliśmy tą sama drogą i teraz zrozumieliśmy dlaczego szlak ochrzczono „ścianą płaczu”. Nawet cieszyłam się, że podczas podejścia nie było nic widać – gdybym widziała tą stromiznę przy wejściu, załamałabym się.

Dotarłszy do punktu początkowego wędrówki okazało się, że szlak jest dobrze oznaczony. A z całą pewnością widać go, nawet z dużej odległości, gdy jest jasno :). Mogliśmy podjechać w to miejsce dzień wcześniej i zapoznać się dokładniej z tym miejscem :).

Na Śnieżnicę, czyli kontynuacja wędrówki

Po powrocie do Stacji Kasina i krótkiej drzemce, kontynuowaliśmy naszą wędrówkę od punktu, w którym początkowo mieliśmy ją zacząć. Celem tej części była zalesiona Śnieżnica, a wracać postanowiliśmy drogą delikatnie okrężną, odwiedzając Młodzieżowy Dom Rekolekcyjny (polecamy! miejsce bardzo zadbane, byliśmy miło zaskoczeni), przedłużając tym samym czas w górach.

Początkowa droga nie jest wdzięczna, gdyż podchodzi się wzdłuż stoku narciarskiego – a więc jest dość stromo i długo (dobra, dobra, dla narciarzy może nie za długo, ale zawsze jest to ponad kilometr zjazdu). Po wylaniu siódmych potów i dojściu do końcowej stacji kolejki, droga zmienia się w spacerowy dukt, prowadzący na szczyt. Nie ma problemów orientacyjnych tutaj, jednak planując dłuższą wycieczkę, warto zaopatrzyć się w nową mapę. Nasza nijak nie współgrała z rzeczywistością, co stanowiło problem podczas poszukiwania drogi do Domu Rekolekcyjnego. W pewnym momencie na szlaku pojawiają się stacje drogi krzyżowej i dość łatwo się domyślić, gdzie prowadzą :).

Pogoda tego dnia dopisała. Jesienna aura zrobiła swoje – chciało(by) się tam być.

Galeria

Informacje praktyczne

Punkt na mapie

Trasa

Odcinek Szlak Czas GOT
Ćwilin
Przełęcz Gruszowiec – Ćwilin
(1.7 km, 630 m)
niebieski 0 godz. 50 min 6 / 2
Ćwilin – Przełęcz Gruszowiec
(1.7 km)
niebieski 1 godz. 00 min 2 / 6
Rzeczywisty czas wycieczki:
Czas ruchu:
Czas postoju:
3 godz. 00 min
1 godz. 50 min
1 godz. 10 min
8 / 8
Mapa trasy
Profil trasy

Trasa

Odcinek Szlak Czas GOT
Śnieżnica
Kasina – Śnieżnica
(2.5 km, 500 m)
niebieski 1 godz. 10 min 7 / 3
Śnieżnica – Dom Rekolekcyjny
(1.5 km)
niebieski 0 godz. 35 min 1 / 1
Dom Rekolekcyjny – Kasina
(2.5 km)
zielony 0 godz. 45 min 2 / 2
Rzeczywisty czas przejścia:
Czas ruchu:
Czas postoju:
3 godz. 05 min
2 godz. 30 min
0 godz. 35 min
10 / 6
Mapa trasy
Profil trasy

Dojazd

Do Kasiny Wielkiej najłatwiej dostać się jadąc Zakopianką i za Pcimiem, na węźle Lubień, zjechać w drogę 968 prowadzącą do Mszany Dolnej, skąd należy jechać w stronę Nowego Sącza (droga 28). Po krótkiej chwili na wzniesieniu odbiega droga 964 prowadząca do celu.

Przewodniki

  • Gacek D.: "Beskid Wyspowy. Przewodnik". Rewasz, 2012
  • Matuszczyk A.: "Beskid Wyspowy. Przewodnik". Rewasz, 2004

Mapy

  • "Beskid Wyspowy", skala 1:50 000. Wydanie VIII, Compass 2015

Strony warte odwiedzenia

Noclegi

0 0 votes
Article Rating

Related posts

Wielki Kopieniec na skiturach

Dolina Wapienicy zimą poleca się na sanki

Magiczny Beskid Niski

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Red-Angel
Red-Angel
21 października 2015 22:03

Na ładny wschód trafiliście :) Chmury na niebie tylko dodały uroku. A świat w świetle czołówki wygląda tak jakoś inaczej ;)

Jarek
Jarek
Reply to  Red-Angel
21 października 2015 22:51

Tak, trafiliśmy idealnie. Generalnie przy chmurach fotografuje się znacznie lepiej; jak niebo jest bezchmurne to cieszą się tylko plażowicze :).

Jak schodziliśmy, to chmury zakryły całe niebo, więc było całkowicie po zabawie. Przynajmniej raz udał nam się wschód słońca ;).