W grudniu wzięliśmy udział w Kursie Turystyki Zimowej prowadzonym przez przewodnika tatrzańskiego Artura Zwatrzko. Naszą bazą wypadową było zachwycające swoim urokiem, schronisko PTTK w Dolinie Roztoki. Do tego pogoda prawie jak z bajki (ok. -15 stopni Celsjusza, co prawda, śniegu mogło być trochę więcej, ale co najważniejsze, był :)) i mała ilość uczestników – czego chcieć więcej?
Mroźne powitanie
Zbiórka uczestników kursu zaplanowana była na godzinę 19:00 na Palenicy Białczańskiej. Na parking dotarliśmy ponad godzinę przed czasem i po opłaceniu postoju czekliśmy w samochodzie, gdyż temperatura na zewnątrz nie zachęcała do jego opuszczania. Około 10 minut przed „godziną zero” na parkingu zameldowało się kolejnych dwóch uczestników i w takim gronie oczekiwaliśmy przewodnika. Już wszyscy razem udaliśmy się do schroniska, a droga zajęła jakieś 40 minut.
Po przebraniu się, zjedzeniu kolacji, oglądnęliśmy film „LAWINY” z serii Akademii Górskej TOPR, po czym zapoznaliśmy się z różnymi rodzajami detektorów lawinowych. Dla wszystkich uczestników szkolenia było to pierwsze spotkanie z tymi urządzeniami.
Niestety, powrót do schroniskowego pokoju okazał się najmniej przyjemną częścią dnia. Było tam przeraźliwie zimno, czego przyczyną był zapowietrzony kaloryfer. Szczęśliwie w następnych dniach udało się uporać z tym kłopotem.
Dzień pierwszy
Po przepysznym śniadaniu, pierwsze godziny soboty upłynęły na pracy z mapą i kompasem. Artur poświęcił temu tematowi sporo czasu, skupiając się w głównej mierze na wyznaczaniu azymutów.
Następnie czekała nas wycieczka. Po przebraniu się zameldowaliśmy się przed schroniskiem, gdzie każdy z nas dostał „trójcę lawinową”. Sprawdziliśmy, czy detektory funkcjonują prawidłowo i udaliśmy się na szlak zielony do Wodogrzmotów Mickiewicza (1100 m n.p.m.), następnie czerwony do Polany pod Wołoszynem (1250 m n.p.m.), skąd jeszcze kawałek kontynuowaliśmy drogę szlakiem czerwonym, aby w pewnym momencie wyznaczyć drogę do szlaku czarnego, którym ostatecznie doszliśmy do Rusinowej Polany (1210 m n.p.m.). Tutaj uczyliśmy się obsługi detektorów, szukając zakopanych w śniegu urządzeń. Niestety bardzo mała ilość białego puchu spowodowała, że nie było sensu korzystania z sond lawinowych, więc każdy z nas je tylko rozłożył i złożył.
Szlakiem niebieskim wróciliśmy do schroniska, gdzie czekał na nas upragniony obiad.
W drugiej części dnia porozmawialiśmy o sprzęcie turystycznym, wyposażeniu apteczki i skupiliśmy się na pierwszej pomocy. Każdy z nas miał możliwość przeprowadzenia pozorowanej akcji resuscytacyjnej z wykorzystaniem fantoma. No i jeszcze czekało nas wieczorne poszukiwanie detektorów ukrytych w okolicy schroniska.
Dzień drugi. Czas na pożegnanie.
Dolina Pięciu Stawów Polskich (1672 m n.p.m.) była celem kolejnego dnia kursu. Zanim jednak wyruszyliśmy na szlak, przypomnieliśmy sobie, jak na podstawie mapy policzyć czas przejścia, uwzględniając różnicę przewyższeń i warunki zimowe.
Dojście do schroniska nie nastręczało żadnych trudności, a podczas zejścia szlakiem czarnym mieliśmy możliwość założenia raków i sprawdzenia, jak się w nich chodzi. Ja doceniłem zalety raków… po ich zdjęciu, gdy okazało się, że jest ślisko :). Mała ilość śniegu ponownie pokrzyżowała nam plany i nie skorzystaliśmy z niesionych przez nas czekanów.
Na pożegnanie zjedliśmy w schronisku obiad, porozmawialiśmy o GPS-ach. Pozostał nam powrót na Palenicę i, już w ciepłym samochodzie, do Katowic.
Krótka refleksja
Relacja z całą pewnością nie oddaje, że było interesująco i że robiliśmy wiele ciekawych rzeczy. W moim przekonaniu dwa dni to trochę za krótko, aby omówić wszystko dokładnie. Aura, która nie pozwoliła w pełni wykorzystać kursu, w pewnym sensie nam sprzyjała, gdyż mieliśmy więcej czasu na pozostałe kwestie. Polecam takie kurs, gdyż przy dobrej zabawie nauczyliśmy się bardzo dużo.