W kolejce na Rysy

Patrząc od polskiej strony – na Rysy prowadzi jeden szlak turystyczny, tak więc wchodząc na ten najwyższy szczyt polskich gór, było nie było, trzeba przejść przez Morskie Oko. Pomimo tego, że na Rysach jeszcze nigdy nie byłem, drogę z Palenicy Białczańskiej do największego jeziora tatrzańskiego miałem „przyjemność” przebyć kilkukrotnie, dlatego celem weekendowego wypadu, oprócz samego wejścia na Rysy, było ominięcie tej, o wątpliwej atrakcyjności, drogi.

Początkowy plan zakładał dwudniową wycieczkę rozpoczynającą się w Kuźnicach, z przerwą noclegową w Piątce lub MOKu i zejście stroną słowacką. Już na etapie planowania plany uległy delikatnej zmianie, a ponieważ mogliśmy sobie pozwolić na dodatkową noc w górach, zdecydowaliśmy się na nocleg w Chacie pod Rysami.

Rozchodzi się o pogodę

Pogoda miała odegrać kluczową rolę podczas wyjścia, no bo jaka jest przyjemność z chodzenia w chmurach po mokrych kamieniach? Raczej umiarkowana. Na tydzień przed wyjazdem zacząłem sprawdzać prognozy na czterech różnych portalach, i jak nie do końca były one zgodne co do samych warunków, tak trend był podobny – każdego kolejnego dnia, kiedy sprawdzałem warunki, było lepiej. A na dzień przed wyjazdem prognozy były bardzo optymistyczne. I nastąpiło załamanie prognoz, które od teraz mówiły, że jednak będzie padać. Zabraliśmy to sobie do serca i postanowiliśmy realizować wycieczkę, a jak spadnie deszcz, to ją zmodyfikować, co ostatecznie wyszło nam na dobre.

Na Małołączniaku pogoda była rewelacyjna, co nastrajało nas pozytywnie. Poranek również nie był najgorszy i w dobrych nastrojach zostawiliśmy samochód w Kuźnicach, a sami skierowaliśmy się w stronę Doliny Gąsienicowej wybierając wariant przez Boczań (1224 m n.p.m.). Zdecydowanie bardziej preferuję tę drogę od szlaku Doliną Jaworzynki, szczególnie idąc w górę. Im byliśmy wyżej, tym chmury były gęstsze… Nie wyglądało to zachęcająco, ale miało swoje pozytywne strony na samej Hali Gąsienicowej, przynajmniej od strony fotograficznej :). Zatrzymaliśmy się na chwilę w Murowańcu na obowiązkową, przepyszną szarlotkę i podczas tej krótkiej przerwy ciemne chmury zaczęły nieśmiało ustępować.

Uroki Doliny Gąsienicowej

Byle do Piątki

Pogoda zaczęła się do nas uśmiechać, więc stanęliśmy przed wyborem dalszej drogi. Plan zakładał przejście przez Zawrat (słow. Závrat, 2159 m n.p.m), ale jak się okazało, każdy z nas już tam był, więc wybraliśmy drogę alternatywną prowadzącą do Piątki – przez Krzyżne (2112 m n.p.m.). Żółty szlak biegnący z Hali Gąsienicowej bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Początkowo prowadzi lasem, następnie wznosi się na ramię Żółtej Turni, a wraz ze zdobywanie wysokości jest coraz bardziej malowniczy. Następnie droga schodzi do Doliny Pańszczycy, gdzie na brzegu czerwonego Stawku zrobiliśmy sobie krótki postój.

Szlak jest spokojny cały czas, mniej więcej do górnej części doliny – oczywiście, są jakieś podejścia, ale ciężko mówić, że jest specjalnie wymagający. Po minięciu Wielkiej Kopki (1856 m n.p.m.) otwiera się widok drogi na „naszą” przełęcz. Wygląda poważnie, Nyka pisze, że odcinek „jest mozolny”, a mnie wchodziło się bardzo dobrze. Dodatkowo nie mogłem doczekać się widoków, słynących jako jedne z najwspanialszych w Tatrach. I się nie zawiodłem! To jest to miejsce, gdzie można siedzieć godzinami, gdzie widać „całe Tatry”, a dodatkowego smaczku dodaje dochodzący do uszu szum Siklawy.

Wszystko co dobre szybko się szybko kończy i musieliśmy ruszyć w dalszą drogę. Szlakowskazy, mapy i przewodniki mówią, że do schroniska dojdzie się w 1.5 godziny. A nam zajęło to wieki… No, może trochę przesadzam, ale godzina robi różnicę. Szliśmy sobie, mając Piątkę na wyciągnięcie ręki, jednak szlak obchodzi te góry. Potrafi to demotywować :). Szliśmy i szliśmy, aż w końcu dotarliśmy do celu.

Każdy kto był tego dnia w Piątce pewnie zauważył grupę obcokrajowców, chodzących w takich samych czerwonych strojach. Zwróciło to naszą uwagę, ale puściliśmy to echem. Ponieważ spotkaliśmy tę grupę dnia następnego, podpytaliśmy się, po co to wszystko :). Okazało się, że jest to obóz z Belgii, który cztery dni spędza w górach. A że chcieli mieć jakiś element wyróżniający ich z tłumu, zdecydowali się właśnie na takie czerwone kombinezony. W sumie fajnie, ale ja na ich miejscu wybrałbym krótkie rękawki, coby mniej w plecaku nosić :).

Schroniskowa noc

Noc niestety nie należała do najlepszych w moim życiu. Nic złego się nie wydarzyło, śpieszę z wyjaśnieniem, ale często się budziłem i w sumie ucieszyłem się, jak zadzwonił budzik. Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy szlakiem niebieskim do Morskiego Oka przez Świstową Czubę (1763 m n.p.m.). Pierwszy fragment drogi oferuje widoki na Dolinę Pięciu Stawów, a im się jest wyżej, jest ciekawiej, a drugi – na szczyty otaczające Morskie Oko. Można powiedzieć, że nogi same niosą… do asfaltówki, którą zmierzały już spore grupy turystów. Chcąc uniknąć większych korków na szlaku pozwoliliśmy sobie tylko na krótką przerwę przy schronisku i się rozdzieliliśmy – Michał poszedł na Szpiglasową Przełęcz (2110 m n.p.m.), a Jacek i ja na Rysy (słow. Rysy, 2499 m n.p.m.).

W kolejce na Rysy

Podejście na Czarny Staw pod Rysami uświadomiło nam dobitnie, że sami szli nie będziemy. Jasne, mieliśmy świadomość, że dobra pogoda zachęci wielu turystów do zdobywania najwyższego szczytu Polski, jednak myślałem, że tłoczno zrobi się ciut później.

Bez zbędnych ceregieli, po krótkiej fotograficznej przerwie przy stawie, ruszyliśmy dalej, mozolnie zdobywając wysokość. Jest stromo i trochę daje w kość, ale jakoś się szło. Przynajmniej do Buli pod Rysami (2054 m n.p.m.), bo jak zaczynają się łańcuchy, to zaczynają się korki. I robi się niebezpiecznie, ale nie przez same łańcuchy, tylko przez tłumy, które próbują zejść, czy też wejść i w miejscach, gdzie może się minąć swobodnie kilka osób, gromadzi się kilkanaście. A o niechcące potrącenie w takich warunkach nie jest trudno. Tak więc idąc, czy raczej stojąc, zdobywaliśmy szczyt. Drogi na Rysy nie ma co demonizować, gdyż trudności są umiarkowane. Problemem są tłumy, dlatego warto znaleźć się tutaj bardzo wcześnie.

Przebywanie z ludźmi ma swoje zalety, bo można między innymi obserwować wiele zachowań. W pamięci pozostają raczej te mniej chlubne, no ale cóż… Za nami szła para, choć słowo „szła” jest użyte trochę nad wyraz. Szła dziewczyna, a Jej chłopak śmigał obok wszystkich, przekonując, że jest łatwo. W pewnym momencie Ona mówi – „boję się, głowa mnie boli” a On wspiera słowem „no nie przesadzaj” i tyle Go widzieliśmy. No dobra, zobaczyliśmy Go niecałą godzinę później na szczycie, kiedy Ona cały czas szła za nami… W sumie to fajne, wspólne wyjście w góry było :).

Widoki na szczycie są rewelacyjnie, ale pobytu nie przedłużaliśmy specjalnie, bo ciężko było nawet zrobić zdjęcie. Dość szybo zeszliśmy do Chaty pod Rysami, gdzie zostaliśmy do dnia następnego. Czas mieliśmy bardzo dobry i rozważałem zejście w dół, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się trzymać ustalonego wcześniej planu.

Długo w dół…

Kolejna noc minęła dużo lepiej, może dlatego, że odnowione schronisko przypadło mi do gustu. Początkowo długo szukaliśmy umywalki, ale jak już zlokalizowaliśmy ją przy jednym z najładniej położonych wychodków, byliśmy szczęśliwi :).

Śniadanie z samego rana i ruszyliśmy w dół do Szczyrbskiego Jeziora (słow. Štrbské Pleso). Przed nami było 9 kilometrów, które trochę się dłużyło. Podczas marszu odbyliśmy rozmowę, która wersja jest lepsza – ta, którą idziemy, czy jednak asfalt prowadzący do MOKa. Ja jednak wybieram wariant słowacki, bardziej atrakcyjny, a dodatkowe urozmaicenie mogą stanowić napotykani nosicze zmierzający do Chaty. Podziwialiśmy, podziwialiśmy. Odnosząc się do trudności technicznych tego szlaku – prawie brak. Jest krótki odcinek z łańcuchami, ale jest ich znacznie mniej w porównaniu do polskiego szlaku i nie ma ekspozycji, co jest istotnym elementem dla wielu osób.

W końcu znaleźliśmy się w miasteczku, skąd elektriczką dostaliśmy się do Tatrzańskiej Łomnicy (słow. Tatranská Lomnica). Poczekaliśmy chwilę i podjechał po nas Michał, tak więc znów byliśmy w komplecie. Przed nami pozostał szybki prysznic na polu namiotowym, obiad i powrót do domu. Wypad udany w 100%!

Żurek na szlaku

Wyjazd obfitował w schroniskowe wizyty i wszędzie było dobrze. Naprawdę. Murowaniec serwuje fantastyczne szarlotki, na które się skusiliśmy. Ze względu na wczesną porę na tym się skończyło, a obiad jedliśmy w Piątce. Żurek, schabowy – ok, a szarlotka co najmniej tak dobra, jak na Hali Gąsienicowej. Drugi dzień rozpoczęliśmy od… jabłecznika :P w MOKu, który nie zawiódł. Trochę się tego miejsca obawiałem, bo schroniska odwiedzane masowo często nie przykładają dużej wagi do posiłków, ale tutaj wpadki nie było. W Chacie pod Rysami skusiłem się na bardzo dobry smażony ser i piwo. I tutaj odnośnie trunku spotkało mnie rozczarowanie. Było zabrać kofolę.

Galeria

Informacje praktyczne

Punkt na mapie

Trasa

Odcinek Szlak Czas GOT
Dzień 1
Kuźnice – Boczań – Schr. PTTK na Hali Gąsienicowej niebieski 2 godz. 00 min 11 / 6
Schr. PTTK na Hali Gąsienicowej – Czerwony Staw w Dolinie Pańszczycy żółty 1 godz. 15 min 6 / 4
Czerwony Staw w Dolinie Pańszczycy – Przełęcz Krzyżne żółty 1 godz. 25 min 8 / 3
Przełęcz Krzyżne – Siklawa – Schr. PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich żółty
niebieski
2 godz. 15 min 5 / 10
  6 godz. 55 min 30 / 23
Dzień 2
Schr. PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich – Schr. PTTK nad Morskim Okiem niebieski 1 godz. 55 min 5 / 9
Schr. PTTK nad Morskim Okiem – Czarny Staw nad Morskim Okiem czerwony 0 godz. 35 min 4 / 2
Czarny Staw nad Morskim Okiem – Rysy czerwony 2 godz. 55 min 13 / 4
Rysy – Chata pod Rysami czerwony 0 godz. 35 min 1 / 3
  6 godz. 00 min 23 / 18
Dzień 3
Chata pod Rysami – Strbske Plesko (9 km) czerwony 2 godz. 45 min 9 / 18
  2 godz. 45 min 9 / 18
Mapa trasy
Profil trasy

Dojazd

Wyjazd późnym popołudniem oznaczał, że możemy próbować jechać autostradą. Wybór okazał się słuszny i na całej tracie – A4, następnie droga numer 7 – nie było korków.

Przewodniki

  • Nyka J.: "Tatry Polskie. Przewodnik". Trawers, 2003
  • Nyka J.: "Tatry słowackie. Przewodnik". Wydawnictwo Trawers, 2008
  • Zygmański M., Klimek P., Figiel N.: "Tatry Polskie i Słowackie". Bezdroża, 2008

Mapy

  • "Tatry Polskie. Zachodnie i Wysokie", skala 1:20 000. Wydanie I, Agencja Wydawnicza WIT, 2004
  • "Tatry", skala 1:27 000. Wydanie I, ExpressMap, 2012
  • "Tatry Polskie. Orientacja południowa", skala 1:30 000. Wydanie I, Compass, 2014
  • "Tatry Wysokie. Słowackie i polskie". Skala 1:25 000, Wydawnictwo CartoMedia, Poznań 2008
  • "Tatry Wysokie", skala 1:25 000. Wydanie I, Sygnatura, 2008

Strony warte odwiedzenia

Noclegi

0 0 votes
Article Rating

Related posts

Wielki Kopieniec na skiturach

Dolina Wapienicy zimą poleca się na sanki

Magiczny Beskid Niski

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments
Karola Franieczek | Życie Me
Karola Franieczek | Życie Me
9 sierpnia 2016 13:13

Mam wrażenie, że z roku na rok, przy wejściu na Rysy robią się coraz większe kolejki. Tak, jakby ludzie mieli zakodowane, że jak Tatry, to Rysy, Giewont i Kasprowy. :O

Fajnie, że wypad udany i pogoda nie pokrzyżowała planów. A chmury są zawsze takie fotogeniczne na zdjęciach. :)

Jarek
Jarek
Reply to  Karola Franieczek | Życie Me
9 sierpnia 2016 16:01

W sumie to nie mogę marudzić, bo tym razem i ja się znalazłem w tym tłumie :). Ale tak, pewne szczyty są traktowane jako „must be”, wiele się o nich mówi, pisze, stąd ich ogromna popularność. A bardzo często na innych miejscach, nie mnie atrakcyjnych, w tym samym czasie nikogo nie ma – ale może to i lepiej? :)

Patrycja Malinowska
Patrycja Malinowska
12 sierpnia 2016 14:30

Kocham góry. Aż dziwne, że Rysy jeszcze nie zdobyte. Jednak te trudniejsze szlaki mnie bardziej kusiły 😅 Ale może droga Rysy to wcale nie łatwy szlak. Z pewnością dłuuugi 😅

Jarek
Jarek
Reply to  Patrycja Malinowska
12 sierpnia 2016 16:03

My też Rysy jakoś zostawiliśmy… Co do samej drogi to z całą pewnością nie należy jej lekceważyć, ale są trudniejsze szlaki :)

Patrycja Malinowska
Patrycja Malinowska
Reply to  Jarek
3 września 2016 21:49

Z pewnością :) Dla mnie jednym z trudniejszych był szlak na Przełęcz pod Chłopkiem ;)

Wieczna Tułaczka
Wieczna Tułaczka
16 sierpnia 2016 14:40

W wakacje przy dobrej pogodzie trzeba wyruszyć skoro świt (a nawet wcześniej) by uniknąć ludzi. Potem już niestety idzie się w ciągu. Już sam nocleg w Piątce skazał Was na „tłumne” zdobywanie Rysów. ;)
A rezerwowaliście wcześniej nocleg w Chacie pod Rysami czy uderzaliście w ciemno na glebę? :)

Jarek
Jarek
Reply to  Wieczna Tułaczka
16 sierpnia 2016 21:15

Przyznaję rację. Początkowo planowaliśmy nocleg w MOKu, ale rozważając atmosferę w Piątce zdecydowaliśmy się tam zostać. Miałem nadzieję, że z tym tłumem jeszcze nie będzie źle, ale srogo się przeliczyłem i dzięki temu mieliśmy przyjemność iść w grupie xD. Ale też muszę przyznać, że dodatkowy przemarsz do MOKa chyba by nas zmasakrował i pewnie nie wspominałbym go tak dobrze…
W Chacie mieliśmy nocleg załatwiony. Gdybyśmy nie mieli, to chyba zeszlibyśmy na sam dół – w sumie mieliśmy bardzo dużo czasu.

kefir
kefir
2 czerwca 2020 12:40

Na popularne szczyty trzeba się zbierać jak najwcześniej. Fajna trasa i widoki, szczyt honorny, ale przyjemniej i bezpieczniej idzie się gdy jest luźniej:)