Stęskniłem się. Stęskniłem się za śniegiem, mrozem, czyli za prawdziwą zimą. Zeszłoroczna była jednym wielkim nieporozumieniem, a z obecną bywa różnie. Jak już spadł śnieg i umówiłem się wstępnie na narty, to przyszło ocieplenie. Wyjazd więc zakończył się przed wyjęciem nart.
Stęskniłem się, a w dodatku pozazdrościłem wycieczek, których opisów pełno w internecie. Efekt mógł być tylko jeden – musiałem gdzieś pojechać. Wariantów miałem kilka, począwszy od widokowych, do typowo wycieczkowych, ale bez widoków – chodziło tylko o to, aby znaleźć się w górach. Ze względu na prognozowane zachmurzenie warianty widokowe odłożyłem na „za chwilę”, zabrałem psiurę i pojechaliśmy do Wisły, aby zapętlić się wokół Baraniej Góry (1220 m n.p.m.).
A gdzie w tym czasie miała być Ania? No cóż, życie księgowej na początku roku potrafi być przewrotne xD.
Czy w górach jest zima?
Pytanie to chodziło mi po głowie i było zasadne. Pod koniec roku perspektywy na śnieg były, ale pogoda postanowiła spłatać figla… W efekcie w Katowicach wszystko stopniała. Spodziewałem się, że w górach warunki mogą być inne. Jak znaczna to różnica miałem przekonać się po drodze. W Ustroniu – czarno, w Wiśle – czarno (co prawda stoki reklamują się jako otwarte), dopiero za Nową Osadą poczułem delikatny powiew zimy.
Po opuszczeniu ciepłego, samochodowego wnętrza na parkingu znajdującym się przy jeziorze Czerniańskim, tam, gdzie swój początek ma czarny szlak, rozpocząłem wędrówkę. Początkowo asfaltem, który dość szybko zmienił się w mokry śnieg, przez co szło się jak w piasku. Pomimo tej niedogodności szło się nieźle, a marsz urozmaicały liczne tabliczki informacyjne ścieżki dydaktyczno-przyrodniczej. Szło się nieźle, do czasu, aż napotkałem szlakowskaz, informujący, że w schronisku będę za około półtorej godziny. Niby nic nadzwyczajnego, jednak zgodnie z moimi obliczeniami, miałem tam być za chwilę.
Jedna informacja, a ile myśli się pojawiło… Trochę się poddałem i zdecydowałem, że w takim razie celem nie będzie Barania Góra, lecz schronisko, gdyż wyglądało no to, że znacznie przeliczyłem własne siły. No cóż, młodość nie wieczność :). W owym postanowieniu tkwiłem może pięć minut, czyli do następnego szlakowskazu. Okazało się, że w tak krótkim czasie udało mi się przenieść w czasie, gdyż stąd do schroniska miałem już tylko 25 minut. Pełen radości, że jednak zrealizuję początkowy plan, ruszyłem dalej.
Barania Góra w chmurze
Szybko dotarłem do schroniska, a mijający turysta po drodze (jak się później okazało, jedyny spotkany na całej trasie) uprzedził mnie, że budynek jest zamknięty. Szczęśliwie nie zależało mi na wejściu.
Schronisko było też znamiennym punktem wycieczki – mniej więcej tutaj skończył się śniegopiasek, a zaczął normalny, ubity śnieg, przez co od tego momentu szło się znacznie lepiej. Jedyną przeszkodą było ogromne zachmurzenie, przez które nie miałem za bardzo ochoty się zatrzymywać. Na szczycie niewiele brakowało, abym przeoczył wieżę widokową, która wyłoniła się, gdy miałem ją tuż przed nosem. Oczywiście, zaliczyłem główny punkt wycieczki, czyli wejście na ową zalodzoną konstrukcję, na której zrobiłem zdjęcie w stronę Skrzycznego (prawdopodobnie) i rozpocząłem zejście szlakiem niebieskim.
Zejście było szybkie do momentu wejścia na asfalt, na którym znowu miałem umiarkowaną przyjemność doświadczyć śniegopiasku, znacznie utrudniającego marsz i psującego samopoczucie.
Z pamiętnika…
Ach, pozwolę tez sobie na krótką historię, z której cały czas się śmieję…
Ostatnio schodziłem szlakiem niebieskim lata temu, wraz z Jackiem. W jesienny dzień zrobiliśmy wycieczkę ze Szczyrku (na Skrzyczne wjechaliśmy), której celem była Barania Góra. Podczas zejścia do Wisły zauważyliśmy przed nami wycieczkę szkolną, może dziesięciolatków. Co może pójść nie tak w takim momencie? Okazuje się, że dużo…
My, dwoje doświadczonych turystów, ubranych dobrze, dziarskim krokiem przeszliśmy wzdłuż adeptów turystyki górskiej. Ledwo ich minęliśmy i łupppp… Poślizgnąłem się na mokrym kamieniu ukrytym skrzętnie pod liściem :) w efekcie czego bliżej zapoznałem się z podłożem. Dzieci w śmiech, a ja jakoś tam wstałem. Minęło kilka sekund i… łuppp – tym razem leżał Jacek. No cóż, dzieciaki miały niezły ubaw.
Poszliśmy trochę dalej i zorientowaliśmy się, że wycieczka stała w miejscu, gdzie szlak skręca gwałtownie w prawo, lecz my zaaferowani rozmową nie zauważyliśmy stosownych informacji. Łatwo się domyśleć, że nie zaryzykowaliśmy kolejnego spotkania z ową, jakże dla nas pechową, wycieczką szkolną – zeszliśmy stokiem w dół, dochodząc w którymś miejscu do szlaku.
Galeria
Informacje praktyczne
Punkt na mapie
Trasa
Odcinek | Szlak | Czas | GOT |
Wisła-Czarne (skrzyż.) – Schr. PTTK Przysłop | czarny czerwony |
1 godz. 50 min | 10 / 7 |
Schr. PTTK Przysłop – Barania Góra | czerwony | 1 godz. 05 min | 6 / 3 |
Barania Góra – Wisła-Czarne Biała Wisełka | niebieski | 1 godz. 30 min | 7 / 12 |
Wisła-Czarne Biała Wisełka – Wisła-Czarne (skrzyż.) | bez szlaku | 0 godz. 15 min | 2 / 2 |
Rzeczywisty czas przejścia: Czas ruchu: Czas postoju: |
4 godz. 40 min 4 godz. 10 min 0 godz. 30 min |
25 / 24 |
Mapa trasy
Profil trasy
Dojazd
Do Wisły można dostać się na wiele sposobów. Ja z Katowic jechałem tzw. „wiślanką” (droga numer 81), brałem pod rozwagę również drogę przez Bielsko (numer 86), jednak nie zdecydowałem się na ten wariant. Aby dostać się do szlaku czarnego, na rondzie w Wiśle należy zjechać na drogę 942 prowadzącą do Szczyrku i niewiele za Nową Osadę odbić w prawo (droga na Przełęcz Kubalonkę).
Przewodniki
- Czerwiński J.: "Beskid Śląski z plecakiem". Wydawnictwo Bezdroża, Kraków 2005
- Praca zbiorowa. Beskid Śląski, Żywiecki i Mały. Przewodnik-celownik". Wydawnictwo Bezdroża, Gliwice 2013
- Barański M.: "Beskid Śląski. Przewodnik". Oficyna Wydawnicza "Rewasz", Pruszków 2007
- Szewczyk R.: "Szlakiem Beskidzkim". Sport i Turystyka - MUZA SA, 2008
Mapy
- "Beskid Śląski", skala 1:25 000. Wydanie II, galileos.pl, 2013