Drugiego, i niestety ostatniego, dnia pobytu w Bieszczadach pogoda miała ulec poprawie, a to oznaczać mogło tylko wycieczkę :) (choć pewnie i tak byśmy ją odbyli, bez względu na aurę…). Początkowo nie było skonkretyzowanego planu, a podczas rozmów padały różne nazwy, począwszy od Tarnicy (1346 m n.p.m.), przez Połoniny, po Wielką Rawkę (1307 m n.p.m.). Ostateczna decyzja zapadła po unieruchomieniu silnika na Przełęczy Wyżniańskiej (855 m n.p.m.). No nie, że tak od razu :). Zerkaliśmy na przykrytą chmurami Rawkę, wcale nie lepiej prezentująca się Połoninę Caryńską (1297 m n.p.m.), aby ostatecznie w jej stronę skierować kroki, realizując tym samym marzenie Jacka (czego się nie robi dla przyjaciół ;))
Szlak przywitał nas pochmurnym niebem i błotem. Wszelkie prognozy pogody były jednak nad wyraz dobre, a wszyscy nie mogą się mylić. Mogą? :). Wynagrodzeniem tej ulotnej, na szczęście, szarości były niesamowite barwy flory, którym nie mogliśmy się nadziwić. Czerwień, żółć, bordo, zieleń, pomarańcz. Mógłbym dodać mahoń, ametyst, czy też zgniła zieleń, ale i tak nikt nie uwierzy, że facet może rozpoznawać takie kolory :). W każdym razie, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieliśmy. Owa feeria barw była głównym powodem częstego przyciskania spustu migawki, a tym samym wcale nie szybkiego marszu. Jedna przerwa, zaraz po wyjściu z lasu, gdzie jeszcze tak bardzo nie wiało, była trochę dłuższa – na posiłek i rozmowy o… Pendolino. Jacek i Jarek mają różne opinie na temat tej inwestycji :). Czas nas nie gonił – przynajmniej nikt go nie dostrzegł za nami.
Dotarliśmy na grzbiet połoniny i tutaj Jacek postanowił zrobić nam psikusa. Początkowo planowaliśmy wejść i (niestety) wrócić tym samym szlakiem po zostawiony na parkingu samochód, co chyba nie do końca przypadło do gustu Jackowi, ale krył się z tym :). Na górze oznajmił, że On przejdzie się grzbietem, a my odbierzemy Go w Ustrzykach Górnych, jak będziemy wracać. Tak więc, my chwilę pozachwycaliśmy się widokami, porobiliśmy zdjęcia i ruszyliśmy w dół. A Jacek ruszył przed siebie.
Do tej pory cały czas towarzyszyły nam chmury (zdjęcie powyżej bardzo dobrze oddaje uroki tego dnia). Jak zaczęliśmy natomiast schodzić, słońce zaczęło wygrywać walkę z chmurami. Oczywiście, to przekładało się na ilość turystów podchodzących do góry, żądnych jesiennych krajobrazów.
Galeria
Informacje praktyczne
Punkt na mapie
Trasa
Odcinek | Szlak | Czas | GOT |
Przełęcz Wyżniańska – Połonina Caryńska | zielony | 1 godz. 25 min | 6 / 2 |
Spacer po Połoninie Caryńskiej | czerwony | 0 godz. 25 min | 0 / 0 |
Połonina Caryńska – Przełęcz Wyżniańska | zielony | 1 godz. 05 min | 2 / 6 |
Rzeczywisty czas przejścia: Czas ruchu: Czas postoju: |
2 godz. 55 min 1 godz. 45 min 1 godz. 10 min |
8 / 8 |
Mapa trasy
Profil trasy
Dojazd
Obecnie dojazd w Bieszczady jest w miarę szybki (przynajmniej z Katowic :)) i nie powinien (słowo klucz!) nastręczać kłopotów. Autostrada A4 prowadzi do Rzeszowa, skąd najlepiej kierować się na Sanok, później Lesko i w zależności od ostatecznego celu jechać Wielką Pętlą Bieszczadzką albo w stronę Cisnej, albo Ustrzyk Dolnych.
Punkt startowy wycieczki, czyli Przełęcz Wyżniańska, znajduje się pomiędzy Ustrzykami Górnymi a Wetliną.
Przewodniki
- Praca zbiorowa. "Bieszczady. Przewodnik". Rewasz, 2006
- Motak M.: "Bieszczady". Pascal, 2003
Mapy
- "Bieszczady. Mapa dla wytrawnego turysty", skala 1:60 000. Wydanie II, Ruthenus, 2005/2006
- "Bieszczady Wysokie. Mapa dla wytrawnego turysty", skala 1:40 000. Wydanie II, Ruthenus, 2004
Mimo chmur i tak okolica wygląda pięknie. Chociaż w pełnym jesiennym słońcu te kolory byłyby wręcz bajkowe.
My jesteśmy po listopadowej wizycie w Bieszczadach, która była naszą pierwszą w tych górach i jesteśmy zachwyceni. Teraz tylko się zastanawiamy, kiedy damy radę wybrać się tam na dłużej. :)
Tak, jak tylko wychodziło słońce robiło się pstrokato, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Pomimo przeważających chmur uważamy ten wypad za udany – planowaliśmy go z ponad miesięcznym wyprzedzeniem, więc w sumie podczas naszego pobytu mogło być już po jesieni… I deszczu nie było za wiele :)
Chmury skryły większość widoków, ale późniejsze kolorowe drzewa w promieniach słońca są super. To kwintesencja jesieni :)
A zazdrość pewnie rosła wraz z malejącą ilością chmur :P
Kolejny już raz przekonałem się, że nie zawsze warto wychodzić wcześnie w góry :).
Hehe, jednak częściej warto wcześnie się w nich pojawić ;)
Zdecydowanie.
To raczej wyjątki potwierdzające tę prawdę.