Nie samą pracą żyje człowiek… Dlatego postanowiłam, że sobotę spędzimy rekreacyjnie. Po rodzinnych konsultacjach, padło na Ojców.
Samochód zostawiliśmy na parkingu pod „Zamkiem Ojców” i ruszyliśmy na jego podbój. Niestety, możemy sobie jedynie wyobrazić patrząc na tablicę informacyjną, jak wyglądał obiekt w latach swojej świetności. Z dawnych zabudowań pozostały jedynie brama wjazdowa, wieża, studnia oraz resztki murów obronnych.
Po nacieszeniu oka panoramą Doliny Prądnika, kolejne kroki skierowaliśmy w stronę znajdującej się niedaleko Kaplicy św. Józefa Rzemieślnika (Robotnika), zwanej również Kaplicą na Wodzie. Jest to obiekt powstały z przebudowy dawnych łazienek zdrojowych. W związku z zakazem budowy obiektów sakralnych na ziemi ojcowskiej, wydanym przez cara Mikołaja II. Kaplica została wsparta na podporach osadzonych na dnie Prądnika.
Ponieważ przed kaplicą zrobiło się trochę tłoczno, postanowiliśmy kontynuować wycieczkę. Upał był straszny i żałowaliśmy, że nie mamy rowerów, które umożliwiłyby nam szybsze pokonanie drogi do Groty Łokietka. No cóż, nie pozostało nam nic innego, jak pocieszyć się pysznymi lodami włoskimi :). Po drodze odpoczęliśmy przy Krakowskiej Bramie, przez którą dawniej prowadził szlak handlowy z Krakowa na Śląsk. My natomiast przeszliśmy nią, by dojść do wspomnianej Groty.
Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że właśnie kolejna grupa oczekuje na wejście (wejścia są co pół godziny). Więc szczęśliwie nie musieliśmy czekać… Przewodniczka na samym początku poinformowała nas, że w jaskini panuje stała temperatura 7 stopni Celsjusza (oczywiście przygotowany na tę okoliczność sweter pozostał w aucie). Następnie opowiedziała legendę, według której w jaskini przez około sześć tygodni ukrywał się Władysław Łokietek przed pościgiem króla czeskiego Wacława II.
Chłód panujący w grocie okazał się wybawieniem w ten upalny dzień. Czas przeznaczony na zwiedzanie szybko minął i trzeba było znów zmierzyć się z pogodą…
Ostatnim punktem w naszym planie był Zamek w Pieskowej Skale. Ze strony internetowej wiedzieliśmy, że otwarty jest jedynie dziedziniec zamku. Po zaparkowaniu samochodu naprzeciw schodów prowadzących do zamku, skierowaliśmy kroki ku niemu.
Gdy tylko weszliśmy na dziedziniec zaczęło kropić. Jak się później okazało, nie wróżyło to nic dobrego. Po zrobieniu kilku zdjęć, zeszliśmy szlakiem do Maczugi Herkulesa, będącej jedną z bardziej charakterystycznych skał w Polsce. No i wtedy lunęło jak z cebra (a parasol pozostał w aucie :)).
Chwilę poczekaliśmy z nadzieją, że to chwilowe, ale lało coraz bardziej a na dodatek zaczęło grzmieć. Do samochodu dobiegliśmy cali przemoczeni. Na szczęście przezorny zawsze ubezpieczony. Mieliśmy ubrania na zmianę i po małej wymianie (Jarek wyglądał bardzo gustownie w mojej koszulce ;)) ruszyliśmy do domu. Po drodze spotkało nas jeszcze gradobicie, ale cali i zdrowi dojechaliśmy do celu.
Galeria
Informacje praktyczne
Punkt na mapie
Przewodniki
- "Ojcowski Park Narodowy", skala 1:20 000. Wydanie XII, Compass, 2012
Ale przepiękne zdjęcia – no a te widoki – rewelacja – uwielbiam takie wyprawy – super!!!
Jedno z miejsc gdzie jeszcze nie byłem a od lat mam je na liście gdzie trzeba choć raz się pojawić. Przepiękne miejsca i widoki wydają się na każdej fotce.